Kiedy zobaczyłem dziś na blogu Beatrice przepis na domową pastę harissa wiedziałem, że jeszcze dziś ją wyprodukuję, zwłaszcza że nawet nie musiałem się ruszać z domu, bo wszystkie składniki miałem na miejscu. Jako wielbiciel ostrego smaku papryczek chilli popuściłem wodze wyobraźni i wykorzystałem wszystkie gatunki papryczek, jakie znalazłem w domu, pięć rodzajów tego w sumie było. Ostatnio kupiłem 2 nowe rodzaje papryczek. Po tym jak na blogu Margarytki zobaczyłem, że firma Kotanyi zamierza wprowadzić na rynek suszone papryczki peperoncini oraz suszone jalapeno, wiedziałem, że muszę je mieć. Trafiłem je wczoraj w sklepie i musiałem kupić, zaskakująco przyjemna cena, 2zł za paczuszkę. Bardzo ucieszyło mnie to, że papryczki są z nasionami, nie chodzi o to, że najwięcej mocy jest w nasionach, ale o to, że w przyszłym roku planuję hodowlę papryczek na balkonie, a im więcej gatunków tym weselej :) Brakuje mi jeszcze habanero i chyba przyszły rok przepali mi wnętrzności ;)
Składniki (widoczny słoiczek, mały 140ml):
- 2 spore świeże chilli
- 3 suszone duże chilli
- 1 suszona średnia papryczka (tej nie umiem zidentyfikować co do gatunku)
- 5-6 suszonych peproncini
- 1/2 łyżeczki kruszonych jalapeno
- 3 ząbki czosnku
- 1/2 łyżeczki kminu rzymskiego
- 1/2 łyżeczki ziaren kolendry
- 1 łyżeczka soli morskiej grubej (ułatwia miażdżenie w moździerzu)
- oliwa z oliwek
Przygotowanie:
W moździerzu ucieramy kmin i kolendrę, dodajemy drobno pokruszone suszone papryczki, drobno posiekany czosnek i świeże chilli oraz sól. Miażdżymy całość na jak najbardziej jednolitą masę, dopóki nam starczy cierpliwości. Niestety mój moździerz ma problemy z miażdżeniem suszonego chilli, więc zostało sporo kawałków. Nie mam dobrego miksera, który by sobie z tym poradził, więc musiałem się zadowolić grubszą konsystencją. Myślę, że z suszonymi papryczkami najlepiej poradziłby sobie młynek do kawy, który mógłby je zamienić w proszek. Wtedy łatwo go wymieszać ze świeżymi składnikami. Gotową pastę mieszamy z 2 łyżkami oliwy i przekładamy do słoiczka. Pastę zalewamy oliwą, żeby odciąć dopływ powietrza i trzymamy w lodówce.
Jeszcze jej nie próbowałem, ale musi mieć niezłego kopa, bo papryczki piekły w oczy podczas miażdżenia, a palce mnie pieką do tej pory :)
To trzeba będzie kiedyś zrobić harissę, na razie używałam tylko gotowej. No i powodzenia w hodowli:)
OdpowiedzUsuńCieszę się, ze stanowiłam inspirację :) ale poszalałeś z tymi papryczkami :) super :) i muszę poszukać tych suszonych jutro, bo kończy się już moja harissa i pasowałoby zrobić nową :)
OdpowiedzUsuńCo znaczy inspiracja! Pięknie! Zawsze podziwiam tych, którzy na inspiracji nie poprzestają, ale działają! Wspaniała harissa! ;)Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBardzo cenię inspirację jaką znajduję na innych blogach, bo czasem trafiam na składniki czy smaki, o których bym nie pomyślał albo dawno o nich zapomniałem, ale będąc "Zosią samosią", zawsze muszę zrobić coś po swojemu ;)
UsuńTy chyba nie odpoczywasz:D Super pasta, czasem są takie dania, że od razu musimy je zrobić:))
OdpowiedzUsuńOdpoczywam w kuchni ;) Czasem tak intensywnie, że po tym relaksie czuję się jak koń po wyścigach ;)
Usuńale u Ciebie egzotycznie :)
OdpowiedzUsuńpasta piekielnie dobra ;) jakieś mięso do tego... zamarynować i rewelacyjne danie :)
OdpowiedzUsuńnoo, Chłopaku...podoba mi się coraz bardziej...Twój smakowity blog;>
OdpowiedzUsuńAle pikantnie! Podoba mi się:)
OdpowiedzUsuńSuper ta pasta! Bardzo mi się podoba:)
OdpowiedzUsuńJadłam prawdziwą harissę w Tunezji i jeśli Twoja jest tak samo rzucająca na kolana to chyba sobie ja zrobię:-)
OdpowiedzUsuńNiestety nie miałem okazji próbować prawdziwej harissy w Tunezji, ale mam nadzieję, że choć trochę ją przypomina :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńUwielbiam harissę. Jeszcze samodzielnie jej nie przygotowywałam, dzięki za przepis, będę ucierać :)
OdpowiedzUsuńWłasną harissę robię i ja. ;) Ale przepis inny nieco. I polecam gorąo kilka kropel wody różanej - cuudo. :)
OdpowiedzUsuńhttp://zmyslywkuchni.blogspot.co.uk/2010/10/diabe-tkwi-w-szczegoach.html
Nie wiem czy użyję wody różanej, ale spodobał mi się u Ciebie dodatek koncentratu, spróbuję następnym razem :)
UsuńPozycja do zrobienia! :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam domową harissę. Robię ją troszkę inaczej i z większej ilości papryczek. Chyba znów muszę ususzyć troszkę chili, bo narobiłeś mi smaku;)
OdpowiedzUsuńps. ostatnio w Lidlu było chili po niecałe 13 zł za kg
Następnym razem też dodam więcej chilli, bo mimo że ręce mnie piekły to pasta nie wyszła wcale piekielnie ostra :)
UsuńDo Lidla mi ciągle nie po drodze, nad czym bardzo ubolewam. Ale wczoraj udało mi się kupić papryczki w L'Eclercu po 15zł/kg :)
moi faceci uwielbiają ostre papryczki chilli. zrobię to napewno!ale masz fajny moździeż!wybiore sie chyba na giełde staroci żeby zakupić!
OdpowiedzUsuńTo jest chyba apteczny, dobrze uciera twarde składniki, takie jak przyprawy, ale do robienia past, ucierania chilli czy czosnku jest trochę zbyt delikatny i gładki. Za mną chodzi taki porządny, ciężki granitowy albo kamienny moździerz :)
Usuń