Zapomniałem o bezie Pavlovej na ładnych parę lat po tym jak oglądałem programy Nigelli. Zawsze chciałem ją zrobić, ale nigdy nie było warunków, a to brak piekarnika, a to stary piekarnik, w którym ustawienie niskiej temperatury graniczyło z cudem. I tak jakoś całkiem wyleciała mi z głowy. Do czasu aż zacząłem prowadzić bloga i co raz u kogoś trafiałem na bezę.
Ostatecznie do Pavlovej skusiła mnie Canette i z jej przepisu skorzystałem klik. Z kolei jej przepis pochodzi od Nigelli, więc wróciliśmy do korzeni :) Zmniejszyłem trochę ilość, bo chciałem mniejszą bezę, ale wyszło na to, że powinienem był zmniejszyć jeszcze bardziej. Użyłem też cukru pudru, żeby mieć z głowy ucieranie aż do gładkiej masy. To była moja pierwsza beza w życiu. Muszę przyznać, że zaskoczyła mnie jej konsystencja. Spodziewałem się bardziej takiej ciągnącej masy cukrowej, a moja beza przypominała raczej piankę w bezowej skorupce niż typową bezę. Podejrzewam, że dodałem za dużo mąki ziemniaczanej i przez to wyszedł taki efekt. Ale nie zmienia to faktu, że bezowa pianka była pyszna i dość szybko zniknęła :) Przy następnej bezie dodam mniej skrobi, trzeba kombinować.
Składniki (6-8 porcji):
- 4 białka
- 200g cukru pudru
- 2 łyżeczki mąki ziemniaczanej (myślę, że wystarczy 1 czubata)
- 1 łyżeczka octu
- szczypta soli
- 400ml śmietany kremówki
- jagody
Przygotowanie:
Białka ubiłem z dodatkiem soli, gdy były już prawie sztywne stopniowo dodawałem cukier. Gdy masa była gęsta dodałem mąkę i ocet. Gotową masę wyłożyłem na blachę z papierem do pieczenia, na którym odrysowałem kółko o średnicy ok. 20cm. Wygładziłem masę i wstawiłem do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni. Od razu po wstawieniu zmniejszyłem temperaturę do 120 stopni i piekłem przez godzinę. Po godzinie wyłączyłem piekarnik, uchyliłem drzwiczki i zostawiłem bezę do wystygnięcia. Przed wyłączeniem wyglądała jak z obrazka, piękna, równa, delikatnie złota. Po wystygnięciu opadła, ale mam wrażenie, że to chyba taki urok bezy ;)
Ostudzoną bezę pokryłem śmietaną ubitą z 2 łyżeczkami cukru pudru i posypałem jagodami. Była pycha, o dziwo wcale nie taka słodka jak się spodziewaliśmy, chociaż też nie do końca tak bezowa jak się spodziewaliśmy ;)
Tomku, możesz całkiem zrezygnować ze skrobi, mnie się zdarza, gdy zapomnę i beza wychodzi miodzio :-) Może będzie Ci bardziej pasowała. Moja rodzinka uwielbia Pavlovą i znika ona z patery w ciągu 10 minut :-)
OdpowiedzUsuńprzepięknaaa!
OdpowiedzUsuńPiękna Ci wyszła, ja też miałam taką piankę i właśnie taką wolę. Nieco bardziej ciągnąca beza wyszła mi kiedy robiłam tort marzenie z borówkami, ale w sumie obie dobrze smakują :)
OdpowiedzUsuńA ja dziś jagody prosto z krzaczka jadłam :) Zachęcające ciastko :))
OdpowiedzUsuńLubiłem podjadać jagody prosto z krzaka podczas zbierania grzybów :) Szkoda, że nie mam już możliwości jeździć na grzyby, strasznie mi tego brakuje.
UsuńNa razie się trochę przesłodziłem, dziś będę piekł babeczki i to koniec słodkości na najbliższy czas, zwłaszcza że urlop odbił mi się przyrostem wagi o jakieś 3 kilo ;)
OdpowiedzUsuńNastępnym razem spróbuję zrobić bezę po prostu z białek i cukru. Ale pewnie z jednego białka w wersji jednoosobowej, bo na co dzień nie mam kogo karmić ;)
my też planujemy wreszcie zrobić pavlovą:) mam nadzieję, że wyjdzie taka piękna jak twoja:D
OdpowiedzUsuńwyszła idealna! piękna sprawa! niestety jest to ciasto, które wzbudza we mnie lęk :P jeszcze nigdy nie próbowałam sama go zrobić, ale wygląda na to, że Twój przepis to strzał w 10!
OdpowiedzUsuńTeż robiłem trochę z niepewnością, ale okazało się, że nie taka beza straszna jak ją malują ;) Wydaje mi się, że dużo zależy od piekarnika, czy łatwo można ustawić niską temperaturę, w starych kuchenkach jest to mało wykonalne. Aha, no i piekłem na grzaniu góra-dól, bez termoobiegu, tak jakby co ;)
UsuńTomku,
Usuńa ja robię pavlovą z termoobiegiem i zawsze wychodzi. Tak naprawdę beza to jeden z łatwiejszych spodów. Kluczem są jajka - nie mogą być prosto od kury, bo wtedy się dobrze nie ubiją. Nawet raz robiłam pavlovą i dodałam octu balsamicznego zamiast zwykłego. Nadał on ciastu barwy i smaku :)
Pozdrawiam serdecznie,
Edith
To ciekawe, bo ja właśnie robiłem bezę na jajkach prosto od kury. No chyba, że chodzi o to, że nie mogą być bardzo świeże, a nie o różnicę między sklepowymi, a tymi od chłopa. U mnie był zwykły ocet spirytusowy, bo innego nie miałem w domu. Też myślę, że beza to taki trochę rozdmuchany demon, który tak naprawdę nie jest taki straszny jak go malują ;)
Usuńpovlovą jadłam tylko raz i kiedy gospodarz powiedział, że to będzie na deser to i tak nie wiedziałam czym mnie uraczą. To było 2 lata temu, od tamtego czasu nie miałam z pavlovą żadnego kontaktu. Sama bym jej nie zrobiła bo jak piszesz, albo nie miałam piekarnika, albo teraz mam taki, że upiecze bo upiecze, ale rewelacji nie ma. Więc pozostaje mi tylko popatrzeć :)
OdpowiedzUsuńU mnie beza pewnie też nie zagości na stałe w menu, bo moja rodzina jednak woli tradycyjne wypieki. Zresztą każdy ma inny gust, prowadzą cynamonowe bułeczki, dzisiejsze muffiny i wczorajsze brownie. Ostatnio tyle pichcę, że przepisy z urlopu będę wrzucał jeszcze tydzień po ;)
UsuńAle piękna! Wspaniale Ci wyszła:) Moja jeszcze w proszku, ale dziś jest właśnie ten dzień:) U mnie tez będzie:)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, na pewno się uda :)
UsuńPiękna ta Twoja Pavlova! Muszę się w końcu odważyć i też spróbuję zrobić!
OdpowiedzUsuńPavlova wyszła Ci idealnie, ja jeszcze nie robiłam, bo się jej boję :-P
OdpowiedzUsuńmężczyzna gotuje, fajnie :) ja jutro robię bezę dla rodziny :) mam nadzieję, że wyjdzie mi równie pięknie wyglądająca co Twoja :)
OdpowiedzUsuńTomku, pięknie Ci się upiekła ta pavlova.
OdpowiedzUsuńDziękuję za Twój udział w Jagodowo Nam 4.