Bób pojawiający się na straganach i w sklepach to nieodłączny
symbol nadchodzącego lata. Co ciekawe, bób towarzyszy nam już od tysięcy lat,
pierwsze wzmianki o tym warzywie pochodzą już z końca okresu kamienia łupanego.
Obecnie uprawiany jest praktycznie na całym świecie.
Bób jest przede wszystkim bardzo pożywny. Zawiera dużo
białka, tak jak wszystkie rośliny strączkowe, dlatego jest bardzo dobrą alternatywą
dla mięsa. Dostarcza dużo błonnika, zwłaszcza łupiny są bogate w błonnik,
dlatego młode nasiona warto jeść bez obierania. Bób dostarcza ważnych
składników odżywczych m.in. wapnia, fosforu, żelaza i magnezu, a także witamin
A i C oraz witamin z grupy B. Nie zawiera cholesterolu, za to posiada związki,
które działają odtruwająco na organizm.
Bób zawsze będzie mi się kojarzył z działką dziadka, który
co roku sadził bób. Nie było go nigdy przesadnie dużo, bo działka była mała, a
bób zajmował sporo miejsca. Ale wystarczało, żeby parę razy najeść się bobu do
syta. Bób zawsze jedliśmy po prostu ugotowany i posolony, każdy dostawał miskę
bobu i w zależności od tego, czy mu się chciało czy nie to siedział i obierał
albo wsuwał w łupinach. Zawsze trochę zostało, a ja przez cały dzień
podskubywałem po kilka ziaren. W tym roku pierwszy bób też zjadłem tradycyjnie,
prosto z miski, bez żadnych dodatków. Za to z reszty postanowiłem wymyślić coś
bardziej rozbudowanego.
W domu zawsze gotowaliśmy bób bardzo długo, dziś wiem, że
było to zbędne, a wręcz niedobre, bo przegotowywanie niszczy składniki
odżywcze. Bób wystarczy gotować 15-20 min, po tym czasie sprawdzić czy jest już
ugotowany i ewentualnie dać mu jeszcze chwilę. Z przyzwyczajenia nie solę wody
na bób, tak samo jak nie solę wody gotując jakiekolwiek warzywa strączkowe. Sól
dodaję pod sam koniec gotowania. Wtedy solę dość szczodrze i gotuję jeszcze
jakieś 5 min, żeby sól przeszła do wnętrza nasion. Niektórzy gotują bób od razu
w osolonej wodzie, podejrzewam, że przy świeżych warzywach nie ma to aż takiego
znaczenia jak przy suszonych, których nie można gotować w słonej wodzie, bo
będzie to trwać wieki.
Pamiętajmy też, żeby uważać przy kupowaniu bobu. Niestety
nie spotkałem się nigdzie z możliwością kupienia bobu niełuskanego, w całych
strąkach, który byłby najlepszy i najświeższy. Zazwyczaj sprzedawany jest w
foliowych torebkach. Wybierajmy takie, w których ziarna są zielone, bez
przebarwień, uszkodzeń czy oznak nadpsucia. Unikajmy bobu, który jest
zaparowany, wtedy jest duże ryzyko, że będzie sfermentowany i nici z naszego
obiadu. Nigdy nie kupujmy bobu, w nadmuchanych torebkach, jeśli coś się gazuje
w tej torebce, to lepiej tego nie jeść.
Składniki (1 porcja):
- 100g wyłuskanego, ugotowanego bobu
- 1 mała marchewka
- 1 morela
- Wiórki żółtego sera
- 1 łyżeczka musztardy, ½ łyżeczki miodu, 1 łyżka octu, sól, 2 łyżki oliwy z oliwek
Przygotowanie:
Marchewkę obrać i przy pomocy obieraczki pociąć na wstążki.
Wymieszać z bobem i pokrojoną w kostkę morelą. Z musztardy, miodu, soli, octu i
oliwy zrobić sos, który następnie wymieszać ze składnikami sałatki. Ułożyć na
talerzu i na koniec posypać wiórkami sera. Ser powinien być dość wyrazisty w
smaku, do tej sałatki użyłem Bursztyn.
Ostatnio mam lekkiego fioła na punkcie dodawania owoców do
wytrawnych sałatek, słodkie kawałki bardzo ożywiają smak sałatek.
Do ozdoby poszedł świeży tymianek, który później w sałatce dawał bardzo ciekawy, ziołowy smak.
lubię łączyć owoce z warzywami w sałatkach. Twoja potrawa musi być bardzo smaczna.
OdpowiedzUsuńStraszliwie mi się podobają jej kolory, choć to nie do końca moje smaki.
OdpowiedzUsuń